Przez pandemię koronawirusa wiele biznesów straciło ogromne pieniądze – inne natomiast musiały się zamknąć. Niektóre restauracje pomimo opcji dowozu do domu nie były w stanie zatrzymać wszystkich pracowników. Obawiamy się, że to jednak dopiero początek!

Mniejsza opłacalność prowadzenia biznesu

Na 1 lutego zaplanowany został bunt przedsiębiorców, którzy zamierzają otworzyć swoje lokale. Wszystko po to, by utrzymać się na rynku. Przedłużanie obostrzeń grozi bowiem zamknięciem kolejnych firm, a co za tym idzie, zwolnieniem jeszcze większej ilości pracowników. Rząd nie pozostał tutaj bez odpowiedzi: takie lokale mogą się spodziewać kontroli ze wszystkich możliwych służb oraz mandatów nałożonych za łamanie nowych przepisów.

Niestety, obostrzenia i przepisy nie mają żadnego prawa bytu. Zauważają to również sądy, które potwierdziły ten stan rzeczy. Oznacza to, że rząd bezprawnie ogranicza prawo do wolności gospodarczej, każąc zamknąć się większości placów (jak np. teatrom, centrom handlowym). Wygląda jednak na to, że wyroki sądu będą zignorowane – rząd zamierza wymusić stosowanie się do rozporządzeń. Zupełnie inaczej wyglądałaby sprawa, gdyby rządzący zdecydowali się prawidłowo uchwalać prawo i zmienić przepisy.

Służby kontra przedsiębiorcy

Wiele lokali jest zamkniętych od niemalże roku. Taki przestój skutecznie wyczerpuje oszczędności i zmusza do walczenia o przetrwanie. Tarcze antykryzysowa niestety nie spełniły swojej roli: wiele osób nie było w stanie utrzymać swoich pracowników i płacić za wszelkie stałe opłaty, w tym m.in. ZUS. Bary i kluby muszą płacić za koncesję na alkohol, której nie mogą wykorzystać: nie mają bowiem żadnych klientów!

Nie dość, że przedsiębiorcy mogą się spodziewać nalotów ze strony policji i sanepidu, to w dodatku zostaną oni pozbawieni wszelkiej pomocy ze strony państwa. Muszą więc oni wybrać czy dalej liczą na słabą pomoc, czy biorą życie w swoje ręce i ryzykują utratą jeszcze większej ilości pieniędzy. Wybór wydaje się ciężki!